Recenzja filmu

Autsajder (2018)
Adam Sikora
Łukasz Sikora
Dorota Pomykała

Czas Apokalipsy

Próba ukazania stanu wojennego zza więziennych krat to pomysł wybijający się na tle polskich filmów o PRL – do tej pory reżyserzy skupiali się głównie na jednostkowych dramatach, głośnych
Czerwona data krzycząca z plakatu "Autsajdera" nie pozostawia wątpliwości: tytuł osadzony jest w najmroczniejszym okresie polskiego socjalizmu, podczas stanu wojennego. Jaruzelski, godziny milicyjne i internowani działacze opozycji; pacyfikacja górników z "Wujka" i ikoniczna fotografia Chrisa Niedenthala spod kina Moskwa – te obrazy, z autopsji lub lekcji historii, zna każdy z nas. 37 lat później, 13 grudnia 2018 r., na ekranach kin debiutuje "Autsajder" w reżyserii Adama Sikory – opowieść o dojrzewaniu w cieniu politycznego reżimu.


Franek to student ASP, utkany ze stereotypów – z burzą złotych loków i mocno sprecyzowanymi poglądami na otaczającą go rzeczywistość: życie go nie interesuje, sztuka jest o wiele ciekawsza. Jego palce, zamiast składać się w gest wiktorii podczas studenckich strajków, wolą eksplorować drewnianą chropowatość malarskich pędzli i zmysłową gładkość ciała ukochanej dziewczyny. Ironicznie, to właśnie sztuka i miłość wepchną go w ramiona PRL-owskiego reżimu: zasiedziawszy się na randce, w płaszczu poplamionym farbami, chłopak staje się idealnym podejrzanym o szerzenie wywrotowych haseł na ścianach okolicznych kamienic. Wzięcie politycznie zobojętniałego Franka za zaangażowanego działacza opozycji początkowo nawet w oczach jego samego trąci nutą absurdu – a nawet rozbity nos nie jest w stanie obrzydzić mu satysfakcji z wytykania braków w artystycznym obyciu oficera SB. Ironiczny uśmiech niknie jednak w chwili, gdy na stole pojawia się paczka z ulotkami, znaleziona w pokoju chłopaka, pozostawiona "na przechowanie" przez jednego z przyjaciół – szczególnie że lokalna władza za wszelką cenę chce wypełnić wakaty w zakładach karnych wrogami systemu. 

Franek trafia w machiny stalinowskiego aparatu przymusu, do klaustrofobicznych cel i pokojów przesłuchań niczym z muzeum tortur, jak na wędrówkę do dantejskiego piekła – kolory przygasają, kształty rozmazują się, a godziny przesiąkają wilgocią i smakiem ciepłej krwi w ustach. Kiedy nadzieja dogasa jak ostatni papieros, jedyne, co widać w mroku, to błyszczące oczy kolegów z celi – gorejące mieszanką strachu, rezygnacji, poczucia winy i szaleństwa. Areszt i kolejne zakłady karne, do których chłopak zostaje przeniesiony, aż do warunkowego zwolnienia i powrotu do domu, to etapy jego ścieżki ku dorosłości; dorosłości osiąganej wbrew woli, ciosanej przez polityczny, wschodni wiatr.


Próba ukazania stanu wojennego zza więziennych krat to pomysł wybijający się na tle polskich filmów o PRL – do tej pory reżyserzy skupiali się głównie na jednostkowych dramatach, głośnych strajkach i portretowaniu opozycyjnych bohaterów. Możliwość wprowadzenia arcyciekawych postaci drugoplanowych, na którą pozwala ta konwencja, pozostaje jednak całkowicie niewykorzystana. Współwięźniowie Franka, poza wymienieniem imion, niewiele o sobie mówią – z chlubnym wyjątkiem charyzmatycznego Górala "Młodego". Wpływ współtowarzyszy na dorastającego chłopaka, choć w domyśle kluczowy dla jego wewnętrznej metamorfozy, pozostaje z perspektywy widza umowny.

Sikora idzie pod prąd, ale jego reżyserskiej wizji brakuje charyzmy, ducha i umiejętności opowiadania – czy to epicką frazą, czy poetyckim wersem. Główny bohater, Franek, portretowany przez syna reżysera, gra głównie spojrzeniami i subtelną mimiką, ale jest to zdecydowanie zbyt dyskretne aktorstwo, by pozwoliło ponieść na barkach cały film. "Autsajder" powiela błędy wielu podobnych produkcji – martwe, silące się na humor dialogi, wyszywane sloganami z socjalistycznych plakatów propagandowych, oraz nużący scenariusz, prowadzący widza do najgorszej z możliwych konkluzji: emocjonalnej obojętności wobec tego, co widzi na ekranie. Z jednej strony reżyser sili się na kameralność i wyważone emocje, z drugiej zaś można odnieść wrażenie, że tuszuje scenariuszowe braki pretensjonalnymi operatorskimi sztuczkami (nadmierne przywiązanie do rozmazanych ujęć po chwili naprawdę irytuje). Podobnie jest z przestrzenią do interpretacji – tworząc intymne kino, sugeruje oddanie pola widzowi, w rzeczywistości jednak bywa bardzo dobitny w sugerowaniu interpretacyjnych tropów: w jednej ze scen z tytułu zapowiada piosenkę, która ma być definiująca dla momentu – i filmu w ogóle. 


Konkluzje rodzą się właściwie już na początku opowieści – życie toczy się dalej, niezależnie od osobistych dramatów i politycznych zawirowań. Szkoda tylko, że ta historia polskiego everymana ma tak niewiele do zaoferowania widzom – poza obrazami, wrażeniami i emocjami, które już wielokrotnie, w gorszych lub lepszych wersjach, widzieli w kinie. "Autsajder" to próba przefiltrowania procesu dojrzewania przez społeczne doświadczenie stanu wojennego – ta uwspólniona perspektywa, ani prywatna, ani ogólna, zawodzi jednak zarówno jako świadectwo swoich czasów, jak i przekonujący portret młodego człowieka, wciągniętego w maszynkę historii.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Historia opowiedziana jest z perspektywy głównego bohatera, obecnego w każdej scenie. Tak więc sposób... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones